poniedziałek, 11 marca 2013

Freeky thursday is coming!

18 lat- tak względny okres czasu. Dla dziewięciolatka to moment, który wydaje się tak odległy, że wręcz nieosiągalny, niewyobrażalny. Dla trzydziesto-sześciolatka to zaledwie połowa życia, dla dziewiędziesięciolatka 18 lat przemija niczym mrugnięcie.
Dla mnie to całe moje życie, moje doświadczenia, moja mądrość (nikła- za kilka lat wyśmieję własne słowa, aczkolwiek uczę się każdego dnia) i ten dom na Przemysłowej 21. Miejsce, w którym przeżyłam największą część swojego życia, gdzie chowałam się równie często, jak uciekałam zza jego ścian. To niesamowite, jak łatwo przywiązujemy się do rzeczy materialnych, miejsc. Lecz równie magiczne są wspomnienia, które związane są z chwilami spędzonymi w tych ścianach... Każde urodziny, zaczynając od tych organizowanych przez rodziców, które nie obyły się bez zabaw typu "jedzenie ptysia bez użycia rąk", kończąc na tych zakrapianych dużą ilością whisky z colą i graniem na PlayStation Move do czwartej w nocy. Wakacje, opalanie się na trawie obok huśtawki, grillowanie na drewnianym tarasie. Mój pokój- tyle godzin spędzonych tu w samotności, tysiąc nocy przeczekanych do piątej, kiedy to latarnia przestaje świecić w okno... Wiele książek tu przeczytałam, wiele łez wylałam. Nie ma bardziej "mojego" miejsca na ziemi niż ten uroczy mały pokój z psychodeliczną tapetą na ścianach i poprzyklejanymi zdjęciami przy łóżku. Nie wiem, czy kiedykolwiek przeżywałam tak ambiwalentne uczucia- z jednej strony smutek, nostalgia, z drugiej fresh start, podekscytowanie nowym miejscem, które urządzę sobie według własnego widzimisię. Patrzę na to również jako kolejny krok w stronę dorosłości. Czas pożegnać się z napadami płaczu związanymi z niestabilnością emocjonalną, high time, by nauczyć się w niektórych momentach nie dawać po sobie poznać co czuję i że nie wszystko mogę mieć. Do czwartku muszę uporać się ze wszystkim, stać się kobietą, która przede wszystkim jest chciana, a nie tylko chce. Udowodnić sobie, że cokolwiek się stanie, poradzę sobie bez tych napadów strachu, przy których bicie własnego serca staje się przerażająco głośne.

Zacisnąć zęby i spakować osiemnaście lat w kilka kartonowych pudełek.