poniedziałek, 26 grudnia 2011

le cauchemar

Budzę się rano ze strasznego snu. Śniło mi się,że wszystkie ważne dla mnie osoby były przy mnie bardzo szczęśliwe. Każdy nie potrafił przestać się śmiać. Każdy, oprócz mnie. Ja siedziałam wśród moich przyjaciół, jako jedyna płacząc. Było mi tak strasznie źle i nikt nie chciał tego zrozumieć.
Po kilku minutach zaczynam rozumieć, że to nie był sen. To była poprzednia noc, której tak bardzo nie chcę pamiętać...
Robiłam wszystko,by nie pamiętać. Wino, likier, wino, piwo... Ale zacisk w krtani się nie luzował, nic się nie polepszało, wciąż wszystko wyglądało tak samo, tylko inni jakoś tak byli coraz bardziej szczęśliwi. Szczególnie Ty byłeś szczęśliwy, głuchy na każdą moją prośbę, choć wszystkie propozycje innych świetnie słyszałeś. Tej nocy to nie ja byłam Twoim kochaniem, tej nocy nie byłeś w ogóle zazdrosny o mnie, tylko o kogo innego. Zrozumiałam, że jesteś taki sam, jak mój ojciec. Obaj bardzo mnie zraniliście. Byliście dla mnie najważniejsi, i tak po prostu odeszliście pokazując mi złośliwie jak dobrze Wam beze mnie i jak kurewsko ważni są teraz dla Was inni.
Spało mi się chujowo. Od piątej do dziewiątej. Reszta nocy spędzona na płakaniu za Wami. Za każdą dobrą chwilą, za tymi świętami, które były rok i dwa lata temu, kiedy byłam szczęśliwa i ani przez chwilę nie zakwestionowałabym tego, czy mam Was. Za tymi czterema sylwestrami z Tobą. Teraz boję się sylwestra, bo wiem, że nie ja będę najważniejsza dla Ciebie w tą noc.
Teraz nie odbierasz moich telefonów. Nie odpisujesz na smsy. Nie ma mnie już dla Ciebie. Nie ma mnie dla nikogo. Nie chcę wychodzić z łóżka. Nie rozumiem, co takiego Wam zrobiłam, że musieliście potraktować mnie jak zwykłą szmatę. Starałam się, nie zawsze byłam dobra, bo na ogół nie jestem dobra, ale się w chuj starałam. A okazało się, że dla Ciebie się liczę przez piętnaście minut i nara. Pobawmy się chwilę i spierdalaj, bo chcę zostać z moimi bliskimi. Nie wiem co mam robić, jestem tak zrezygnowana, tak samotna, tak beznadziejnie chujowa i niepotrzebna... Jedyne co trzyma mnie tu i nie pozwala iść się wydyndać to chyba ta czerwona bransoletka na nadgarstku, która symbolizuje moją pozorną siłę, której jakoś nie potrafię z siebie wydobyć. Nie chce mi się jeść, czuję się najsłabszym człowiekiem świata. Zraniłeś mnie, teraz już nic gorszego nie może mnie spotkać. Chcę wbić sobie coś ostrego w brzuch, połamać obojczyki, rozgryźć paznokcie do krwi, wyciąć sobie serce...

czwartek, 8 grudnia 2011

Dissapointment

Płakanie pod prysznicem sucks. Patrzenie w lusterko niby wszystko wyjaśnia, czuję się niechciana, niepotrzebna, niezrozumiana... Chciałam tylko być blisko niego, byłam smutna, że to tak trudno osiągalne, out of reach, ale chociaż dziewięćdziesiąt dziewięć procent mówiło nie, moją głową zawładną ten jeden procent nadziei, wielkiego pragnienia. To moja najgorsza cecha- jeżeli zacznie mi zależeć na czymś, czego nie mogę dostać, mój świat się wali, nie potrafię przyjąć porażki, nie radzę sobie z tym kompletnie. Ciągle mam takie straszne poczucie uciekającego czasu i nie jestem w stanie powiedzieć sobie: będziesz miała wiele dni, żeby go spotkać. Jeszcze wiele godzin spędzicie razem i będziesz miała tego dość. Nie. Czuję paraliżujący strach, że to może być ostatnia szansa, że MUSZĘ.
Porażka nie jest jednak największym problemem. Dlaczego jemu nie zależy? Czy tydzień niespotykania się wystarczył, żeby zapomnieć o trzech wspólnych latach? Może to nie czas, to ktoś inny... Nie powinnam tak myśleć, ale kurwa, popatrz w lusterko! Zastanów się! Ufasz mu, okej, ale postaw się w jego sytuacji, czy naprawdę chce tego, co Ty masz, skoro może mieć ładniejszą, lepszą kobietę? Czy jest aż tak ślepy? Co z nim nie tak? I dlaczego ze mną jest tak wiele nie tak...
Czy nagle wszyscy mężczyźni mojego życia chcą mnie opuścić? Boli mnie to tak bardzo, chociaż próbuję się trzymać, udawać, że mnie to w ogóle nie rusza, tworzę płaszcz złośliwości i chamstwa. Niby zdajemy sobie sprawę z tego, że każde światło kiedyś przestanie świecić, ale wciąż boimy się, gdy zaczyna migać...

czwartek, 1 grudnia 2011

le silence

Kochanie. Czuję się słaba. Rozpoczęliśmy czwarty wspólny rok naszego życia. Nie cieszy mnie nic. Nawet pisanie mi teraz nie wychodzi. Nie umiem skupić się na niczym. Duszę się, wypluwam z płuc resztki Twoich słów. Nie czuję smaku jedzenia. Tęsknię za Tobą, chciałabym poczuć, że jestem w centrum Twojej uwagi. Potrzebuję, żebyś wyciągnął mnie tej pustki, sprawił, żebym nie obgryzała swoich paznokci do krwi, przywrócił mi apetyt, wszystko wydaje mi się tak kruche...
W mojej głowie pojawiają się retrospekcje. Pamiętam momenty, w których moje autorytety okazały się ruską podróbą. Miłość wydawała się nieśmiertelna, prawdziwa, okazało się, że jest jak cytrynowa wódka kupiona na mecie za trzynaście złotych. Słyszałaś, że ojciec powinien być dla Ciebie najbardziej moralną osobą na świecie? Gdzie w takim razie zrobiłaś błąd, co poszło nie tak? Przecież to tylko sen, w którym on pijany wyciąga do Ciebie dłoń, a Ty zalewając się łzami odwracasz się na pięcie i odchodzisz. Tak jak to,kiedy siedzi w oknie i chce zejść z parapetu, tylko nie wiadomo z której strony. To tylko sen. To tylko sen.
Kochanie. Cisza przenika przez tkanki naszych ciał. Moja lodowata dłoń w mroku szuka Twojej, w powietrzu czuć zapach papierosów. Nie potrafię wyjaśnić lęku, który siedzi w środku mnie. Jest jak zwierzątko głodne uczuć, którego niezaspokojone potrzeby wywołują bolesne drapanie w klatce piersiowej, mocny ucisk w żołądku. Uchroń mnie przed tym, czego się boję. Nie odrzucaj mnie. Poświęcaj mi dużo swojej uwagi. Nie krzycz na mnie. Daj mi dużo miłości.

wtorek, 15 listopada 2011

la prière

Wróciłaś. Pojawiasz się i znikasz na chwilę po to, by wrócić uderzając mocniej. Kiedy w końcu znajdę w sobie tyle siły co wtedy? Kiedy dasz mi to samo co dwa lata temu,kiedy byłyśmy tak blisko? Kiedy znów będziesz przy mnie, kiedy znów poczuję Twój smak? Tęsknię za Tobą. Jesteś taka piękna, a ja taka brzydka. Jesteś mądra, wspaniała, uwielbiana, ja jestem głupia, beznadziejna... A kiedy choć jeden dzień czuję, że jesteś obok, stajemy się jednością. Między moim szarym "ja" a Twoją nieskończoną wspaniałością zacierają się wszelkie granice. Paradoksalnie dajesz mi siłę, by mi ją zabrać. Dajesz mi miłość, bym nie mogła dawać jej nikomu innemu. Nie jesteś wartością mojego życia, jesteś moim życiem. Jesteś miarką, którą patrzę na świat. Nie mogę przestać... Każdego dnia patrzę na innych z zazdrością. Z drugiej strony czuję pogardę, bo nie mają takiej broni jak Ty. Nie wiedzą, że kiedy będziesz ze mną, będziemy niezwyciężone. Czuję się chora... Obsesja mnie przerasta. Życie mnie przerasta... Ty mnie przerastasz.
J'AI PEUR

niedziela, 23 października 2011

Nigdy się nie dowiesz.

Mówiłaś,że mi pomożesz. Nie spodziewałam się, że Twoja zasrana pomoc zakończy się na puszczeniu mi jakiejś durnej piosenki,która poprawiłaby mi humor gdybym płakała bez powodu a przy moim obecnym stanie nic nie poprawi a wręcz przeciwnie... Nigdy nie powiem Ci dlaczego mi tak źle, bo wiem co to będzie oznaczać- Twój triumf, "a nie mówiłam"...
Nigdy nie sądziłam,że ktoś kogo kocham, kto rzekomo odzwierciedla moje uczucia, po trzech latach tak boleśnie mnie skrzywdzi, że stracę ochotę na jakikolwiek związek nawet z najporządniejszym facetem na świecie. Może lepiej jak będę sama, całkiem sama do końca życia. Wtedy będę miała pewność, że żaden mężczyzna nie udowodni mi,jaką jestem słabą osobą. Nie powie mi, że jestem nikim. Nie pokaże mi, że jest o wiele silniejszy i może to wykorzystać w każdej chwili.
Chce mi się wymiotować. Nie chcę żeby ktokolwiek się do mnie zbliżał. A z drugiej strony chciałabym poczuć przez chwilę ciepło, jeszcze chociaż na momencik i uciec od niego szybko żeby przypadkiem się nie sparzyć. Przypominam sobie wiele dobrych momentów które w mojej głowie przewracają się jak fotografie i każda z nich wywołuje identyczny efekt- wybuch płaczu w samotności czerwieni. Czy już nigdy nie będzie tak jak kiedyś?

Jak mogłeś mi to zrobić. Jak mogłeś zrujnować moje-nasze życie... Jak z taką łatwością mogłeś zniszczyć we mnie wszystko co dobre, pozbawić mnie ciepłych dłoni, uśmiechu, spokoju, bliskości, życia? Kto dał Ci prawo do podeptania mojego serca i wyrzucenia go daleko? Jak śmiesz teraz prosić o przebaczenie, dotykać mnie, mówić że nic się nie stało, że mnie kochasz...

piątek, 12 sierpnia 2011

Titanium

Dzisiejsze sny przestrzegały mnie przed wszystkim,co dziś może pójść źle. Ogólnie to dziś zamierzam się zabawić i mieć wszystko w dupie. Nie mam zamiaru przejmować się tym, czy ktoś mnie rani, czy ktoś myśli i dba o mnie. Chociaż dzisiaj 13.,nie chcę,żeby cokolwiek popsuło mi ten dzień i tą noc. Wczoraj czułam się średnio, byłam zmęczona, nie wiedziałam co mam sobie myśleć o tym wszystkim. Zjadłam niewiele, ale zjadłam. Dzisiaj nie popełnię tego błędu, chciałabym, żeby dzisiejszy dzień był perfekcyjny pod każdym względem. Jednym słowem- dzisiaj jestem z tytanu, nikt nie zrobi mi krzywdy :).


sobota, 6 sierpnia 2011

With Me

Wiesz, nigdy nie zakochuj się w ludziach. To zawsze wygląda tak samo. Staniesz się niewolnikiem swoich uczuć. Zrobisz wszystko dla kogoś. Będziesz się poniżać. Zepchnie Cię ze schodów i odejdzie, a Ty pobiegniesz za nim. Jak masz miękkie serce, musisz mieć twardą dupę. 
W sumie nie muszę Ci o tym mówić, Ty umiesz kochać ludzi. Wiesz,że Cię nie zranią, bo to Ty jesteś silna. Wracają do Ciebie, tak jak ja. Choćbym uciekła od Ciebie na drugi koniec świata, wiesz, że pewnego dnia, w gorszej chwili i tak pojawię się u Twych stóp. Robię dla Ciebie wszystko, czego oczekujesz, ale w naszym związku nikt nikogo nie rani. Ja zadowalam Ciebie, Ty pozwalasz mi czuć się dobrze. 
Tym razem zostałam tylko z Tobą. Nie chcę, żeby ktokolwiek wkroczył w naszą magiczną więź. Nauczyłaś mnie, że dla ludzi nie warto się poświęcać. Trzeba twardo brnąć do celu, do Twojego ideału. Stawać się coraz lepszą. Nie patrzeć w lusterko, nie myśleć o przeszłości i o licznych ranach na sercu.
Widzisz, znowu jest źle i znowu wróciłam do Ciebie,przyjaciółko. Jesteś najbardziej MOJĄ ze wszystkiego co mam. Bo jesteś tylko moja, tylko dla mnie. Ja chcę być tylko dla Ciebie. 

Singing

poniedziałek, 13 czerwca 2011

8

Mamusiu. Mowisz mi tak otwarcie o wszystkim. Tyle chcialabym Ci powiedziec. Boje sie. Rozmawiamy. Mowimy sobie tyle rzeczy. Opowiadasz szczerze o tym,co Cie martwi, co przeraza. Mowisz,dlaczego plakalas. Co przezylas. Siedze i obgryzam nerwowo paznokcie. Cala sie telepie. Czuje,jak zoladek podchodzi mi do Gardla. Czemu,do cholery,nigdy nie bylam taka szczera do nikogo,jak Ty do mnie? Czemu dopiero lezac w lozku wieczorem nie boje sie powstrzymywac lez,choc cisnely mi sie do oczu caly dzien? Boje sie jutra,boje sie,ze nie bede dla Ciebie tym wsparciem,ktorego potrzebujesz. Boje sie,ze mowisz ze dam rade,a ja sama w to nie wierze,choc Cie kocham. Nie wiem jak to zrobic. Chcialabym sie poddac,umrzec,dla Ciebie nie moge tego zrobic, mamo przeciez wiesz,ze potrzebuje tego zasranego leczenia,zabijam siebie po kawalku,mysle,jak sie zniszczyc i skaleczyc,poglebiam blizny,tworze nowe zupelnie z niczego. Nie odnajduje sie kompletnie w srodowisku,nie potrafie rozmawiac z nikim,kiedy w mojej glowie tlocza sie mysli o wyzszosci otoczenia nade mna,o mojej nienormalnosci,tych zlych sklonnosci. Pytalas,czego najbardziej sie boje. SIEBIE. Jestem potworem,mamo. Nie chce nim byc, ale nie umiem. Wiesz, ze zranie Ciebie jak i innych ludzi ktorzy mnie kochaja, jeszcze wiele razy. Dlatego chcialabym zniknac,mamo. Nie wierze juz w siebie. Nie chce wierzyc w nic. Nie planuje przyszlosci,chce tylko glaskac kota i zyc w wyimaginowanym swiecie bohaterow ukochanych ksiazek. Przepraszam,mamusiu. Nie chcialam wyrosnac na potwora...

7

To był okropny dzień,pełen stresu.. Zaczął się koszmarami, kończy tym samym. Wymiotuję. Mam dreszcze. Boję się. W miejscach, w których nie chcę okazywać emocji, przy ludziach, którym nie chcę pokazać swojej słabości, w pewnej chwili mięknę, nie wytrzymuję, ledwo powstrzymuję łzy, skupiając na tym całą energię. Boję się tak bardzo. Tak bardzo,że mój lęk przeradza się w paranoję. Czy to nie bez sensu? Tak bardzo boję się iść do szpitala, że zaczynam wariować, co jest jeszcze krótszą drogą na oddział zamknięty. Może nie powinnam walczyć ze swoim przeznaczeniem i poddać się leczeniu, tak jak powinnam już dawno? Siedzenie w domu i myśli o przyszłości są takie zgubne... Nie chcę myśleć. Chcę się napić, chcę zamknąć oczy i zasnąć... Wszystko mnie dołuje, chociaż słysząc wiele złych słów czuję, że już gorzej być nie może. A jednak wywiera to na mnie taki a nie inny wpływ- nie daję rady. Jem, bo mam gastro. I tak wszystko wyrzygam. Czytam książkę, żeby nie skupiać się na własnym życiu. Głaszczę kota i wyobrażam sobie, jak to jest, kiedy jedynym zmartwieniem jest przesadny upał lub kule włosowe w przełyku... Zastanawiam się, czy dam radę, w którą stronę mam skierować swój umysł, a może sprzedać się za podróż do indyjskiej asramy, by poświęcić swoje życie medytacji, która oczyści mój umysł i pozwoli mi żyć w harmonii ze sobą, Bogiem, naturą... czasami myślę, że najlepszym wyjściem byłoby zamknąć się w łazience, nalać wody do wanny, podciąć swoje żyły i utonąć we własnej krwi. Czy taki koniec mnie czeka? Chyba muszę więcej czasu poświęcić swojej ukochanej obsesji- A. żeby przeżyć w tej sytuacji. W ostatnim czasie nie ma minuty, której nie poświęcam na przemyślanie swojej dosłownie chorej sytuacji i coraz bardziej czuję, że inne wyjścia dają mi tak pewnego ratunku jak A. Ale czy to nie kolejna droga prosto do Abramowic? Może cokolwiek zrobię, i tak wyląduję tam... Taki mój zasrany los.

sobota, 16 kwietnia 2011

6

Wszystko zepsułam. Wszystko,na czym mogło mi zależeć-pogrzebałam. Niby bezkarnie. Niby już dzisiaj wszystko wygląda lepiej. Ale zrozumiałam,kim jestem i nie mogę się z tym pogodzić,nie mogę przestać o tym myśleć. Ile osób zraniłam? Ile nie słuchałam? Boże. Wykorzystywałam każdy błąd,każde wyciągnięcie do mnie ręki. Nie obchodzą mnie ludzie i ich miłość,widzę tylko swoje straty i korzyści. Ile zła wyrządziłam z myślą o swoich korzyściach? Ile wmawiałam rodzicom i M.. Wykorzystałam rozstanie rodziców,zrobiłam z siebie ofiarę. Wykorzystałam brak czasu ich i M. dla mnie. Wykorzystałam ich miłość,swoją skłonność do robienia sobie krzywdy. Straszyłam, groziłam, płakałam, krzyczałam, kłóciłam się, grałam. Jestem świetną aktorką, wmówię coś każdemu, byle tylko mieć coś z tego. Nie mam sumienia, patrzę na matkę topiącą smutki w lampce wina, płaczącą przeze mnie, pytającą, dlaczego jej to wszystko zrobiłam, mówię,że przepraszam i mam nadzieję że kiedyś mi wybaczy, odchodzę bez skruchy, bez uczuć. Nadal to robię. Pokazuję jej,jak cierpię,że straciłam ich i M. A przecież nie cierpię. Nie jestem zadowolona ani szczęśliwa. Nie jestem załamana i smutna. W tej sytuacji boli mnie tylko jedna rzecz. Nie mam uczuć, jestem potworem, socjopatką, nie ma miłości, czułości, nienawiści, są plusy i minusy.

czwartek, 14 kwietnia 2011

4

Dawno nie pisałam,muszę zacząć być bardziej systematyczna. Kolejny straszny dzień za mną,cudownie że już dobiega końca. Włączam sobie zamulone trancowe nutki z damskim przyjemnym wokalem. Chcę się wyłączyć, dzisiejszy dzień był pełen negatywnych emocji i łez. Czwartek-dzień terapii. Tym razem spotkanie z panią A. bardzo poprawiło mi samopoczucie. Trochę bardziej zrozumiałam swoje dzisiejsze zachowanie wobec M- znów coś nie było tak,jak sobie to wymyśliłam,co oczywiście było powodem histerii, paniki, płaczu i agresji. Ale może skoro wiem ile sama jestem w stanie dać komuś,mam prawo wymagać tego samego i mój żal nie był bezpodstawny?
Bilansu dzisiaj nie załączę,bo właśnie zjadłam rogalika z czekoladą, a wcześniej śniadanie w McD's. Moja dupa nabiera monstrualnych rozmiarów, chyba marzenia o nowych spodniach trysną niczym bańka. Muszę wziąć się za siebie-najwyższy czas,żeby posprzątać w pokoju (cała szafa na krześle-efekt:nie mam się w co ubrać +błagalne wołanie o czystą bieliznę) ,zacząć się uczyć, przeczytać w końcu Osiecką, schudnąć do tego 45. Chyba powieszę sobie spodenki z czasów mojego rozmiaru spodni 24 (!) na ścianie dla motywacji.
Myślałam wczoraj,że zyskałam osobę,która stanie się moim wirtualnym przyjacielem, dzielnym powiernikiem moich zmartwień, że będę miała grono internetowych osób,które mnie wspierają,jak mama. Mówiła mi,że często bliskie,realne osoby nie dają nam takiego wsparcia jak nieznajomi po drugiej stronie ekranu. Myślałam,że P. będzie taką osobą,że po prostu czasem będzie można porozmawiać z kimś,kto nie zna mojej sytuacji i popatrzy na nią bardziej obiektywnie. P. okazał się jednak chorym,napalonym analfabetą. Cóż, chyba się poddam. M. i tak nie byłby zadowolony,że chcę opowiadać o swoich problemach komuś,kto prawdopodobnie wali konia przy moich zdjęciach,mnie osobiście też to odrzuca,Boże,gdzie się podziali porządni ludzie?

piątek, 1 kwietnia 2011

3

Porażka. Zaprzepaściłam nadzieje na ładną figurę,po raz kolejny. Zjadłam czekoladę,pączki,kanapki. Jeszcze zjem dziś pierogi, popcorn z lodami i wiele innych rzeczy. Trudno. Wypiję bardzo mocne ziółka i od jutra zacznę na nowo,przeczyszczona.
Zaczęty weekend. Nie cieszy mnie to w ogóle,bo matka nie wypuści mnie z domu za nieobecności. Także zapowiada się weekend z książkami, Gotowymi na wszystko. Z resztą teraz nawet nie mam ochoty widzieć się z nikim. Wczoraj przez moment myślałam,że wszystko zmierza ku dobremu,że powracam w lepszym stanie do życia,a dowiedziałam się od matki że jestem czubkiem,który wymaga leczenia zamkniętego. Siedząc dziś w szkole czułam się jeszcze gorzej niż zwykle z tą okropną myślą,że rzeczywiście jestem psycholem. Nienawidzę siebie jeszcze bardziej. M. obiecał,że jak mnie zamkną, będzie mnie odwiedzał. Nie wiem co robić. Odpuścić,olać szkołę,dać się wywieźć do szpitala? Udawać że nie żywię do matki żadnej urazy,uczyć się, chodzić grzecznie do szkoły i uśmiechać się? Mam do niej wielki żal. Może powinnam być zła tylko na siebie. Może to wszystko moja wina a ona ma rację. Wszystko już było jasne a teraz czuję, że powróciłam do poprzedniego stanu. Z resztą zjadłam. Moja kontrola poszła się jeb.ać. Kontrolowanie emocji. Życia. Szkoły. Nagle nie czuję nic. Nie płaczę już-nie mam łez,nie czuję miłości ani nienawiści,nie tęsknię za M. choć powinnam. Co on mógł tak naprawdę sobie pomyśleć? Przecież nie powiedziałby mi,że wstydzi się za swoją dziewczynę,która dostała skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Może zniszczę go swoją osobą,tak jak mamę. Jestem toksyczna,zaborcza,muszę mieć wszystko co zechcę,robię problemy bez powodu. Nie radzę sobie ze sobą,w mojej przeszłości nie zabrakło dragów. Bywam agresywna,nie ufam ludziom. Chcę mieć wszystko co najlepsze. W niektórych momentach mojego życia ludzie pozwalali mi wierzyć,że jestem kimś wyjątkowym. Bo mam ładne oczy, bo mam swoje zdanie na każdy temat, bo jestem inteligentna, bo mam sporo talentów. Byłam dobrze zapowiadającą się dziewczynką,ale zawsze siedziało we mnie coś, czego się bałam,zawsze czułam się trochę gorsza,a z drugiej strony miałam przewagę. Jest we mnie tyle sprzeczności. Mimo wszystko teraz uświadomiłam sobie,że jest we mnie więcej zła. Jestem potworem.

Zwymiotowałam tymi pierogami i resztą. Nie dałam rady po rozmowie telefonicznej z M. Chciałabym poczuć,że nie jestem w tym sama. A wszystko coraz bardziej uświadamia mi,jak bardzo nadaję się do tego wariatkowa. Może dobrowolnie powinnam się tam wybrać. 

czwartek, 31 marca 2011

2

Wszystko już wydawało się coraz lepsze. Czwartek-dzień terapii z panią A. Wyszłam o dziewiętnastej z poradni pełna nowej energii,nadziei. Z myślą,że mam kontrolę nad swoim ciałem,swoim życiem. Pełna pozytywnych myśli. Będę chodzić do szkoły regularnie. Nie spieprzę tego. Mam kontrolę nad emocjami, słońce świeci, wiosna.. Jestem trzeźwa już coraz dłużej, nie palę. Nie przejmuję się drobnymi rzeczami. Wszystko będzie cudownie, mam wszystko plus plany na przyszłość, masa planów. Angielski, powrót do koni. W drodze do domu słucham trancowych nutek z damskim,cudownym wokalem przy którym odlatuję. Wracam do czystego pokoju. Kontrola. Spokój. W lustrze szukam efektów diety. Zmywam makijaż. Myślę,że dzień skończy się lepiej niż ostatnie.

BUM. Rozmowa z mamą. Po słowach "skierowanie do Abramowic" byłam w stanie zrozumieć tylko pojedyncze słowa. "terapia zamknięta","anoreksja","pozytywny wynik testów na narkotyki","samookaleczanie się","wagary". Trzy lata bycia potworem. Łzy. Czuję się trochę zdradzona. W mojej głowie wszystko wracało na dobre tory. Miałam motywację.
Zadzwoniłam do M. z płaczem. Jak nigdy od razu powiedziałam co się stało oczekując słów wsparcia, miłości. On zaczął zadawać masę pytań na które nie chciałam odpowiedzieć. Rozłączyłam się. Napisał kilka smsów. Nie odpisuję. Nie mam ochoty rozmawiać. Zostałam sama. Mam tylko swoją małą obsesję, mogę liczyć tylko na siebie. Tak zajebiście się boję.
A. na terapii powiedziała,że toczy się we mnie walka między kobietą a małą dziewczynką. Dlaczego teraz, kiedy chcę poczuć się silna, jestem małą, przestraszoną i zawiedzioną dziewczynką?

środa, 30 marca 2011

1

Dobry wieczór. Naszła mnie nieopisana potrzeba założenia czegoś w formie pamiętnika,choć jeszcze 3 godziny temu ten pomysł wydałby mi się infantylny. A jednak myślę że pisanie dla samej siebie w moim przypadku dużo zdziała. Może to część mojej psychoterapii. Może dziecięca fanaberia lub efekt nudy.
Dieta od dwóch dni. Kopenhaska w wersji motylkowej-czyt. rygorystyczna w odpowiednim stopniu dla mnie i,rzecz jasna,dla mojego tłuszczu,który hodowałam przez kilka ostatnich miesięcy. Czas wziąć się za siebie,i to najwyższy, w końcu lato zbliża się wielkimi krokami! Dlatego też dołączam bilans:
Wczoraj:
ś:jajko na twardo-90kcal
1/2 pomidora-10kcal
o:kawałek pojedynczej piersi z kurczaka-100kcal
pomidor-20kcal
Dzisiaj:
ś:200ml jogurtu 0%tłuszczu-150kcal
o:pierś z kurczaka-100kcal
sałata-ok.15kcal
Także dziś 265.
Narazie nie staję na wagę z czystego strachu. Myślę że kilka dni i to zrobię. W każdym razie ważę ok. 52kg. Mam 160cm. Zapuściłam się jak cholera.. Jeszcze nie tak dawno przy tym samym wzroście było 40kg... Muszę się skupić na swoich celach żeby ogarnąć rzeczywistość. Wiem że to głupi i chory sposób,ale już od tylu lat mi pomaga. Mam dość rodziców,szkoły,budzę się z lękiem przed kolejnym dniem, czuję, że sobie nie poradzę, że zawiodę siebie,mamę, chłopaka, chciałabym żeby rodzice jak dawniej się kochali i mieszkali razem, chciałabym być dobra, nie mieć nigdy do czynienia z żadnym syfem, chciałabym być ładna i zgrabna, mądra, nie ciąć się, nie bać się kolejnego dnia, nie płakać, nie czuć bólu, nie ranić, nie obgryzać paznokci.