sobota, 16 kwietnia 2011

6

Wszystko zepsułam. Wszystko,na czym mogło mi zależeć-pogrzebałam. Niby bezkarnie. Niby już dzisiaj wszystko wygląda lepiej. Ale zrozumiałam,kim jestem i nie mogę się z tym pogodzić,nie mogę przestać o tym myśleć. Ile osób zraniłam? Ile nie słuchałam? Boże. Wykorzystywałam każdy błąd,każde wyciągnięcie do mnie ręki. Nie obchodzą mnie ludzie i ich miłość,widzę tylko swoje straty i korzyści. Ile zła wyrządziłam z myślą o swoich korzyściach? Ile wmawiałam rodzicom i M.. Wykorzystałam rozstanie rodziców,zrobiłam z siebie ofiarę. Wykorzystałam brak czasu ich i M. dla mnie. Wykorzystałam ich miłość,swoją skłonność do robienia sobie krzywdy. Straszyłam, groziłam, płakałam, krzyczałam, kłóciłam się, grałam. Jestem świetną aktorką, wmówię coś każdemu, byle tylko mieć coś z tego. Nie mam sumienia, patrzę na matkę topiącą smutki w lampce wina, płaczącą przeze mnie, pytającą, dlaczego jej to wszystko zrobiłam, mówię,że przepraszam i mam nadzieję że kiedyś mi wybaczy, odchodzę bez skruchy, bez uczuć. Nadal to robię. Pokazuję jej,jak cierpię,że straciłam ich i M. A przecież nie cierpię. Nie jestem zadowolona ani szczęśliwa. Nie jestem załamana i smutna. W tej sytuacji boli mnie tylko jedna rzecz. Nie mam uczuć, jestem potworem, socjopatką, nie ma miłości, czułości, nienawiści, są plusy i minusy.

czwartek, 14 kwietnia 2011

4

Dawno nie pisałam,muszę zacząć być bardziej systematyczna. Kolejny straszny dzień za mną,cudownie że już dobiega końca. Włączam sobie zamulone trancowe nutki z damskim przyjemnym wokalem. Chcę się wyłączyć, dzisiejszy dzień był pełen negatywnych emocji i łez. Czwartek-dzień terapii. Tym razem spotkanie z panią A. bardzo poprawiło mi samopoczucie. Trochę bardziej zrozumiałam swoje dzisiejsze zachowanie wobec M- znów coś nie było tak,jak sobie to wymyśliłam,co oczywiście było powodem histerii, paniki, płaczu i agresji. Ale może skoro wiem ile sama jestem w stanie dać komuś,mam prawo wymagać tego samego i mój żal nie był bezpodstawny?
Bilansu dzisiaj nie załączę,bo właśnie zjadłam rogalika z czekoladą, a wcześniej śniadanie w McD's. Moja dupa nabiera monstrualnych rozmiarów, chyba marzenia o nowych spodniach trysną niczym bańka. Muszę wziąć się za siebie-najwyższy czas,żeby posprzątać w pokoju (cała szafa na krześle-efekt:nie mam się w co ubrać +błagalne wołanie o czystą bieliznę) ,zacząć się uczyć, przeczytać w końcu Osiecką, schudnąć do tego 45. Chyba powieszę sobie spodenki z czasów mojego rozmiaru spodni 24 (!) na ścianie dla motywacji.
Myślałam wczoraj,że zyskałam osobę,która stanie się moim wirtualnym przyjacielem, dzielnym powiernikiem moich zmartwień, że będę miała grono internetowych osób,które mnie wspierają,jak mama. Mówiła mi,że często bliskie,realne osoby nie dają nam takiego wsparcia jak nieznajomi po drugiej stronie ekranu. Myślałam,że P. będzie taką osobą,że po prostu czasem będzie można porozmawiać z kimś,kto nie zna mojej sytuacji i popatrzy na nią bardziej obiektywnie. P. okazał się jednak chorym,napalonym analfabetą. Cóż, chyba się poddam. M. i tak nie byłby zadowolony,że chcę opowiadać o swoich problemach komuś,kto prawdopodobnie wali konia przy moich zdjęciach,mnie osobiście też to odrzuca,Boże,gdzie się podziali porządni ludzie?

piątek, 1 kwietnia 2011

3

Porażka. Zaprzepaściłam nadzieje na ładną figurę,po raz kolejny. Zjadłam czekoladę,pączki,kanapki. Jeszcze zjem dziś pierogi, popcorn z lodami i wiele innych rzeczy. Trudno. Wypiję bardzo mocne ziółka i od jutra zacznę na nowo,przeczyszczona.
Zaczęty weekend. Nie cieszy mnie to w ogóle,bo matka nie wypuści mnie z domu za nieobecności. Także zapowiada się weekend z książkami, Gotowymi na wszystko. Z resztą teraz nawet nie mam ochoty widzieć się z nikim. Wczoraj przez moment myślałam,że wszystko zmierza ku dobremu,że powracam w lepszym stanie do życia,a dowiedziałam się od matki że jestem czubkiem,który wymaga leczenia zamkniętego. Siedząc dziś w szkole czułam się jeszcze gorzej niż zwykle z tą okropną myślą,że rzeczywiście jestem psycholem. Nienawidzę siebie jeszcze bardziej. M. obiecał,że jak mnie zamkną, będzie mnie odwiedzał. Nie wiem co robić. Odpuścić,olać szkołę,dać się wywieźć do szpitala? Udawać że nie żywię do matki żadnej urazy,uczyć się, chodzić grzecznie do szkoły i uśmiechać się? Mam do niej wielki żal. Może powinnam być zła tylko na siebie. Może to wszystko moja wina a ona ma rację. Wszystko już było jasne a teraz czuję, że powróciłam do poprzedniego stanu. Z resztą zjadłam. Moja kontrola poszła się jeb.ać. Kontrolowanie emocji. Życia. Szkoły. Nagle nie czuję nic. Nie płaczę już-nie mam łez,nie czuję miłości ani nienawiści,nie tęsknię za M. choć powinnam. Co on mógł tak naprawdę sobie pomyśleć? Przecież nie powiedziałby mi,że wstydzi się za swoją dziewczynę,która dostała skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Może zniszczę go swoją osobą,tak jak mamę. Jestem toksyczna,zaborcza,muszę mieć wszystko co zechcę,robię problemy bez powodu. Nie radzę sobie ze sobą,w mojej przeszłości nie zabrakło dragów. Bywam agresywna,nie ufam ludziom. Chcę mieć wszystko co najlepsze. W niektórych momentach mojego życia ludzie pozwalali mi wierzyć,że jestem kimś wyjątkowym. Bo mam ładne oczy, bo mam swoje zdanie na każdy temat, bo jestem inteligentna, bo mam sporo talentów. Byłam dobrze zapowiadającą się dziewczynką,ale zawsze siedziało we mnie coś, czego się bałam,zawsze czułam się trochę gorsza,a z drugiej strony miałam przewagę. Jest we mnie tyle sprzeczności. Mimo wszystko teraz uświadomiłam sobie,że jest we mnie więcej zła. Jestem potworem.

Zwymiotowałam tymi pierogami i resztą. Nie dałam rady po rozmowie telefonicznej z M. Chciałabym poczuć,że nie jestem w tym sama. A wszystko coraz bardziej uświadamia mi,jak bardzo nadaję się do tego wariatkowa. Może dobrowolnie powinnam się tam wybrać.